No i znowu witam po przerwie

Jestem bardzo niesystematyczną blogerką. Przyznaję. Składa się na to wiele czynników: głównie kłopoty zdrowotne moje albo bliskich mi osób, ogrom pracy w domu, ogódku, nauka dzieci i wiele innych. Możliwe, że to niemądre tłumaczenie, ale cóż taka jest prawda. Od kilku tygodni chcę „usiąść” do bloga i dupa.

Tak na marginesie poczyniłam pewne zmiany w moim życiu. Chodzę spać o 22, wstaję między 5.30 a 6.00. Leci już drugi tydzień takiego systemu i powiem, że dzisiaj po raz pierwszy wstałam bez szczególnego ociągania. Zwykle potrzebuję 30 minut aby oprzytomieć. Siedzę wtedy z kawą w ręku i tępo gapię się przed siebie, a dziś, po prostu włączyłam komputer i piszę te słowa. Cieszę się bardzo, bo do tej pory ciągle byłam zmęczona, bez znaczenia było czy spałam 8 godzin czy 6.

Minione wakacje minęły jak z bicza trzasnął. Jak wspomniałam w poście z lipca, Julia jeździła konno. Przyjechała babcia z Polski na trzy tygodnie. Lipiec był raczej chłodniejszy i deszczowy (ja tak lubię), sierpień upalny, co skutecznie zamknęło mnie w domu. Wstrętne migreny skutecznie psuły mi szyki, więc  siedziałam zapuszkowana w domu z zasłoniętymi roletami. Trudno się mówi. Raz byliśmy w Zoo (i miałam migrenę, hehe) i zobaczyliśmy przecudne małe tygrysiątka – parotygodniowe kotki. Słodkie, małe, puchate, po prostu piękne. Ponadto babcia upominana, aby nie kupować dzieciom dziesiątek zabawek (bo się nie mieszczą), kupiła dzieciom parę mebli do pokoi. No i super. Julia i chłopcy mają wreszcie miejsce na ubrania i lego, ponadto chłopcy dostali nowe łóżko. Super jest teraz. Dzieciaki zadowolone, my też, a będziemy jeszcze bardziej jak w końcu pozbędziemy się kartonów. Było sporo pracy, bo to meble z Ikei, a te wiadomo: są przeznaczone do samodzielnego składania. Nowe meble obudziły stary pomysł o pomalowaniu chłopcom pokoju na zielono, więc teraz mają na ścianie „welwetowy liść” (jak poetycko nazwał kolor producent farby). To z kolei podsunęło mi pomysł o nie rozdrabnianiu się i pomalowaniu całego domu co jest zajęciem karkołomnym, więc czekam aż mi zapał przejdzie.

W tak zwanym między czasie wirtualnie poznałam wspaniałe osoby, przykre tylko, że  w takich okolicznościach przyrody. W przykrych dlatego, że wolałabym czytać o ich osiągnęciach na polu kulinarnym, sportowym, czy artystycznym. Niestety prowadzą walkę śmieciuchem, walkę trudną i z nierówno rozłożonymi siłami. Temat mi bliski i owe/owi blogowiczki/blogowicze też. Jak sobię przypomnę jak na stałe wstawiać linki na bloga, to je zamontuję.

Tytułem wstępu

Witajcie. Moim założeniem było pisanie po angielsku z racji miejsca zamieszkania (część moich znajomych nie zna polskiego). Pomyślałam jednak, że może zajrzy tu ktoś, kto nie posługuje się tym językiem i wyszło, że będzie dwujęzycznie. Dla mnie to niezłe ćwiczenie i spory wysiłek, bo nadal potrzebuję korzystać ze słownika. Gramatycznie też różnie bywa, mam więc nadzieję na wyrozumiałość czytaczy. Nie obrażę się również, jeśli ktoś zechcę poprawić moje błędy (których mam nadzieję będzie coraz mniej).