Witajcie. Odbębniam godzinkę w poczekalni szkoły tańca. J. i D. tańczą, A. bawi się a ja mam chwilkę. Nie mogę sobie odpuścić tego tematu. Harry Potter – moja ukochana seria książek. Być może moja pasja dziwi niektórych czytaczy – w końcu Harry Potter to literatura dziecięco-młodzieżowa, a ja już dawno przestałam być nastolatką 🙂
Opowieść o Harrym Potterze i jego przygodach spotkała się z ostrą krytyką niektórych środowisk, które widziały w niej zachętę do zainteresowania się okultyzmem i magią. Moim zdaniem powieść pani J.K Rowling ma wymiar dydaktyczny. Nie ma sensu doszukiwać się w serii o Harrym tego , czego tam mnie na, bo przypomina to sugerowanie, że Teletubiś Tinky Winky jest gejem, tylko dlatego, że nosi torebkę. O wartościach edukacyjnych serii o młodym czarodzieju Harry napiszę innym razem, teraz chciałabym przytoczyć fragmenty interesującego artykułu autorstwa ks. Jacka Dunin-Borkowskiego.
Harry Potter a magia – ks. Jacek Dunin-Borkowski
„(…)czym jest magia, o ile istnieje. Możliwe wydają się tutaj dwie definicje: magia rozumiana jako rodzaj ludzkiej wiedzy, pozwalającej wniknąć w ukryty mechanizm rzeczywistości, albo magia jako kontakt z ponadludzkimi mocami.
W pierwszym wypadku mag byłby zatem kimś podobnym do speca od komputerów, potrafiącego wyczyniać za ich pomocą cuda niedostępne i niezrozumiałe dla przeciętnego użytkownika. (…) To drugie rozumienie zakłada przyjęcie panteizmu – poglądu, że ostatecznie wszystko, co istnieje, jest absolutną jednością. Jeśli tak by było, to wówczas można uznać, że układ gwiazd może się odzwierciedlać w moim porannym przypaleniu jajecznicy, a dotknięcie jakiejś struny rzeczywistości przez odpowiednio dobrane zaklęcie może powodować zakwitanie stokrotek na Antarktydzie zupełnie w taki sam sposób, jak wybranie odpowiedniego numeru telefonu w Polsce powoduje dzwonienie aparatu w tejże samej krainie śniegu. Jeśli wszystko jest jednością, to uchwycenie tej ukrytej struny daje klucz do wszystkiego – zgaszenia słońca, przeniesienia się w czasie czy przestrzeni, spowodowania, że gruszki wyrosną na wierzbie. (…)
Z którym z wymienionych rodzajów magii mamy do czynienia w „Harrym Potterze”? Pozornie z pierwszym. Uczniowie Hogwartu żmudnie pracują nad opanowaniem wiedzy, specjalnych zaklęć i sposobu ich wykonywania tak, aby osiągnąć odpowiedni efekt – unoszenie się przedmiotów, latanie na miotle etc. Nie kontaktują się jednak w tym celu z żadnymi ponadludzkimi mocami. W gruncie rzeczy w książkach i filmie o Harrym w ogóle nie ma magii. Są to raczej opowieści z życia nastolatków zmagających się ze sobą i ze strasznym wrogiem, bardzo podobne w swoim stylu, randze literackiej i komizmie do książek Niziurskiego. Magia jest tutaj jedynie traktowanym z przymrużeniem oka sztafażem, dodającym tym opowieściom smaku, przydającym im niezwykłości. Przykłady żartobliwego jej traktowania mnożyć można bez liku: tytuły książek-podręczników (np. „Potworna Księga Potworów,” która. gryzie!), peron nr 9 i 3/4, z którego jedynie można się dostać do magicznej szkoły, kupowanie szat czarnoksięskich jak szkolnego mundurka, nieskuteczne zmienianie przez niedouczonego ucznia jeża w poduszkę do szpilek, kurczącą się z przerażenia przed ukłuciem. Takie było moje pierwsze odczucie przy lekturze „Harry’ego” i zostało ono potwierdzone przez wypowiedź samej Rowling, stwierdzającej, że nie wierzy w czary i dlatego może się nimi bawić. (…)
Do znudzenia odbija się w katolickich mediach przerażająca wiadomość, że alchemik Nicolas Flamel istniał naprawdę. Ale, na miłość Boską, to tylko nazwisko! Pan Twardowski też istniał i był alchemikiem, a nie spotkałem dziecka, któremu zaszkodziłoby na duchu powtarzanie wyliczanki: „Pan Twardowski na kogucie, w jednym kapciu, w drugim bucie”. Podobnie jest z zarzutem propagowania brutalności, za którego przykład uchodzi torturowanie pająków na lekcji obrony przed czarną magią. Tych tortur dokonuje jednak czarodziej zaprzedany złu. Czyżbyśmy chcieli, aby jedyne obrazy złych postaci w literaturze dla młodzieży ograniczały się do przestępstwa niemycia zębów i niesortowania śmieci?
A co jest zaletą historii o Harrym Potterze? Najlepiej to ujął Piotr Wojciechowski przed rokiem na łamach „Więzi”: Harry to anty-Barbie. Przecież właśnie śliczna laleczka Barbie jest niemoralna i zdecydowanie szkodliwa. Na ulicach i w szkołach, a bodaj i w przedszkolach widać małe dziewczynki poubierane jak kobiety lekkich obyczajów. To jest pokłosie Barbie i prasy tzw. młodzieżowej. Istnieją rzeczy szkodliwe, choć nieoperujące bezpośrednio hasłami i obrazami uznawanymi za grzeszne. Sam jestem zdania, że brazylijskie seriale są nie mniej niemoralne niż pornografia.
A jak te filmy oddziałują na człowieka? Zazwyczaj całkowicie abstrahują one od moralności, postacie są papierowe, konflikty sztuczne. Budzą tęsknotę za bogatym, łatwym życiem, urozmaicanym jedynie finansowo-erotycznymi intrygami. Są poza tym bezdennie głupie, utwierdzając w głupocie swoich widzów. Chciałbym przypomnieć, że Jezus Chrystus wymienia głupotę (oczywiście tę zawinioną) wśród poważnych grzechów.
Część katolickich mediów reaguje jak kiepsko zaprogramowany komputerowy czujnik: nagość – źle, czary – źle, przemoc – fatalnie. Skutek jest taki, że przecedzamy komara, a połykamy wielbłąda. Można napisać skrajnie nieprzyzwoity tekst, nie używając ani jednego wulgarnego słowa. Można zrobić nieprzyzwoity film, nie obnażając aktorów. Robi się lalki, które wprowadzają dzieci w naskórkowo-konsumpcyjne traktowanie życia (ciuchy, fryzura), choć pozostają ładnymi laleczkami. Emituje się brazylijskie filmy, lansujące życie bez żadnej wartości, choć występują w nich czasem księża i zakonnicy.
Opowieści o Harrym Potterze mogą bardzo pozytywnie oddziaływać na czytelnika, choć pojawiają się w nich czary. Wartością nie jest w nich ani wygląd zewnętrzny, ani siła fizyczna, ani nawet zdolności czy sukces. Ważna jest przyjaźń, rodzina, poświęcenie, przełamywanie swojej słabości, wiedza, lojalność. Nasze wybory – przekonuje Dumbledore – ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej, niż nasze zdolności. A w epitafium dla Cedrica – ofiary diabolicznego Voldemorta pojawiają się słowa: pamiętajcie Cedrica, wspomnijcie na niego, gdy przyjdzie wam wybierać między tym, co jest słuszne, a tym, co jest łatwe. Poza dydaktycznymi maksymami, które są tak mocno podkreślane, że aż szkodzą literackiej wartości powieści, młody człowiek może zobaczyć, że zło jest z?e i że trzeba z nim walczyć na śmierć i życie – także w sobie samym. Zło nie jest tylko innością, kwestią wyboru, przyjmowaniem takiej czy innej opcji. Ono jest realne.
Sam bardzo lubię w historiach o Harrym budzenie zdrowego sceptycyzmu, np. wobec środków masowego przekazu oraz w ogóle budzenie świadomości, że rzeczy i ludzie często nie są tym, na co z pozoru wyglądają. Te historie pokazują, że największy sprzymierzeniec może okazać się wrogiem, a człowiek uznawany przez wszystkich za przestępcę – przyjacielem. Istnieje naprawdę duża szansa, że dziecko, które spotkało się w lekturze z panią redaktor Ritą Skeeter, nie będzie bezmyślnie połykało papki dla odmóżdżonych, płynącej ze środków masowego. rażenia.
Książki o Harrym to według mnie bardzo dobra literatura, oczywiście w swojej klasie. Warta polecenia tym rodzicom, którzy swoją dzieciomłodzież chcą wychowywać na lepszych wzorcach niż Lara Croft i Mortal Kombat.’
Pełny artykuł dostępny na stronie:
Inny ciekawy artykuł dotyczący potteromanii autorstwa Ks. Jacka Dunin – Borkowskiego można znaleźć: