Dzisiaj było wesoło. Najsampierw A. stanął bladym świtem przy naszym łóżku, by nas poinformować, że pozbył się tego co mu na żołądku leżało. Kiedy weszłam do pokoju chłopców, znalazłam na prześcieradle, kocu i podłodze malowniczy wzór z nieprzetrawionej kaszy gryczanej i brokułów. A po co wczoraj recytowałam ten wierszyk ?
„Kipi kasza, kipi groch.
Lepsza kasza niż ten groch.
Bo od grochu boli brzuch,
A od kaszy człowiek zdrów.”
A. nie miał wczoraj ochoty na tę kaszę, miał za to ochotę na: ciasteczka, cukierki i nutellę. Ciasto zjadł na szkolnej imprezie i sobie zachował, oddał mi tylko obiad 😉
No cóż, na dywanie mamy piękną plamę, przypomina żuka. A. został w domu, ja malowałam kolejne ściany. Jutro położę drugą warstwę, będzie git. Miotam się po domu, zaległości się piętrzą. Jutro Halloween i super, szybciej będzie z głowy. Zapomniałam o moim wolontariacie w bibliotece. Jestem zakręcona jak słoik dżemu.
W sumie to dobrze, że tyle się dzieje wokół mnie. Bardzo nie lubię stanu, kiedy nic mi się nie chce, tej rozlazłości, powolności i smutku.
Zmykam już. Zbliża się 23. Pranie się kotłuje w pralce, 2 kolejne czekają na poskładanie. Pędzel się moczy i trzeba go w końcu umyć. Sprzątnąć kuchnię, zajrzeć na moje Etsy i uaktualnić co trzeba; odpisać na maile, umyć się i z uśmiechem pójść spać.